2016-07-17
Ten wpis adresowany jest bardziej do kobiet... (i facetów o silnych nerwach...)
Moja Pani zamówiła sobie (wersja oficjalna - "NAM") firanki... Czekała... czekała... czekała... aż się doczekała - telefon ze sklepu - są. Razem pojechaliśmy po odbiór. Na miejscu - Ona - cała "w skowronkach" - ogląda je ze sprzedawczyniami i innymi klientkami z każdej strony - PRZEPIĘKNEEEE - co ja na to ?... noooo firanki jak firanki... mogą być... chociaż wydały mi się jakieś takie "pierzaste", trochę dziwne...
Pech chciał - że nie niestety - nie zadziałała jej karta- a jako, że byłem na miejscu MUSIAŁEM zapłacić... i wtedy przeżyłem szok...
Tak szczerze mówiąc - pojącia nie miałem ile mogą kosztować dwie głupie firanki - moje wyobrażenie krążyło raczej wokół cen z IKEI... takich dla ludzi...
Gdyby wzrok zabijał - byłbym wdowcem - ale w sklepie - przy tych zachwyconych (chyba autentycznie) babach nie mogłem niz robić - zostało mi tylko zastosować taktykę - "płacz i płać"...
W (milczącej z mojej strony) drodze do domu - Moja Pani tłumaczyła mi , że one tyle kosztują... że "zaprojektowała" je Ewa Minge (nie kojarze dokładnie człowieka - to chyba ta po tych botoksach...) i że się nie znam... (może i nie - ale te z IKEI są OK.)
Przez weekend (trochę) ochłonąłem... i obmyślam zemstę... Na wspólne zakupy (chwilowo) razem nie jeździmy...
P.S. Na wyraźną "prośbę" Pani Żony zostałem zobowiązany do napisania, że oddała mi później kasę za te firanki - a o miom guście - z litości - nie chce nawet wspominać... i że mogę sobie wybrać firanki w kotłowni (tam jest okno), a jeżeli chcę - to również w budynku gospodarczym (tam nie ma okna... :-)... Noooooo...